poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 22

Dni znów mijały powoli. Ta sama rutyna. Wstać, przeżyć, iść spać. Odwiedzała mnie tylko mama, Daniel już całkiem do mnie nie przychodził. Ja rozumiem, że jest pod kontrolą, ale mógłby dać jakiś znak, że przynajmniej żyje. Od momentu, kiedy Agnes przyszła, nie było przeprowadzonych żadnych ataków na mnie, więc mogłam spać spokojnie. W końcu nadszedł ten dzień, który według Agnes miał przynieść koniec obserwacji Daniela, a również w ten dzień mogłam wreszcie wrócić do domu. Prawda miałam jeszcze nogę w gipsie, a kark w kołnierzu, ale czułam się w miarę by móc wyjść ze szpitala bez poczucia winy. Wypis planowany był na godzinę 15.00, więc moja mama była o godzinie 14.00, by pomóc mi ze spakowaniem się. Gdy wybiła godzina 14.45, wyszłam z sali. Rzuciłam jeszcze okiem na salę, gdzie spędziłam tylko tydzień, ale było to o siedem dni za dużo. Nagle zobaczyłam coś błyszczącego, czego wcześniej nie zauważyłam. Podeszłam do tego i wzięłam do ręki. Była to spinka z czarnymi diamencikami. Na pewno jest ona Agnes. przemknęło mi przez myśl i  schowałam ją do kieszeni. Wyszłam na korytarz, gdzie mama trzymała już wszystkie torby.
-Gotowa?-zapytała. Chciałam pokiwać głową, ale kołnierz mi nie pozwalał.
-Tak, wynośmy się stąd-powiedziałam, a mama się tylko zaśmiała. Podeszłyśmy na recepcje, gdzie miał czekać na nas lekarz, który mnie operował. Chyba miał mnie już dość, po tym miesiącu spędzenia ze sobą czasu, przeprowadzając zawsze ta samą rozmowę. To właśnie tego lekarza namówiłam, by mnie w końcu wypuścił, pod groźbą, że zacznę zabijać ludzi, bo nie zniosę kolejnej białej ściany, czy herbaty, która nie jest herbatą.
-A więc nas opuszczasz?-zapytał doktor.
-Tak, najwyższy czas. Mam dość tych wszystkich białych ścian, białej pościeli, białych ubrań.
-Chodźmy jeszcze do mnie do gabinetu, na ostatnie badania i porady-powiedział doktor i ruszył. Moja mama poszła od razu za nim, kiedy to ja gramoliłam się z kulami. Dobrze, że gabinet doktora znajdował się na parterze. Kiedy się doczłapałam, drzwi były już otwarte, a mama prowadziła jakąś zaciętą dyskusję z lekarzem. Wyłapałam tylko dwa słowa "Tabletki  nasenne". Odchrząknęłam,  a wtedy oby dwoje spojrzeli na mnie. Lekarz siedział za biurkiem, jak można się domyśleć-białym, wskazał mi miejsce na  białym krześle.-Słyszałem, że masz problemy ze spaniem.
-Tak, to prawda. Często budzę się w  nocy z krzykiem.
-To dziwne, bo podczas pobytu, nie miałaś takich napadów.
-To może przez tabletki-powiedziałam i spojrzałam na mamię, której wzrok najwyraźniej mówił "A nie mówiłam".
-Dobrze, jak tak uważasz, to przepiszę ci te tabletki, ale pamiętaj, jedna na noc, nie więcej, bo może się to źle skończyć- powiedział lekarz, wyciągając tabletki ze swojej szuflady i postawił je na biurku.-A teraz standardowe pytanie: Jak się czujesz?
-Już myślałam, że pan doktor nie zapyta-uśmiechnęłam się.- Dobrze, dobrze. Mogę już iść.
-Masz tu termin kontroli, na którą musisz być obowiązkowo, by zobaczyć, czy płuca do końca mają swój kształt. i na wymianę gipsu. Dobrze, to tyle.
-Bogu niech będą dzięki-powiedziałam i wstałam, kierując się w stronę drzwi, słyszałam jak mama idzie za mną. Odwróciłam się i rzuciłam ostatnie spojrzenie lekarzowi.- Dziękuję bardzo. Do widzenia.
-Do zobaczenia-odpowiedział, a my z mamą wyszłyśmy.. Szybko ruszyłyśmy do samochodu. Kiedy zapinałam pas, spojrzałam na szpital, gdzie leżałam przez ponad miesiąc. Miesiąc, w którym mogłam poznać nowych znajomych, być szczęśliwa. Pozostawiłam za sobą smutny obraz szpitala, chorób, pacjentów i cholernej bieli. Dopiero teraz to do mnie dotarło. Biel jest symbolem Aniołów Stróży. Aniołowie Mroku nienawidzili bieli. Teraz jest to potwierdzeniem moich hipotezy. Była i staję się powoli Anielicą Ciemności..
-Nad czym się tak zastanawiasz?- wyrwała mnie mama z zamyślenia.
-Nic, tak jakoś... mamo, a co ze szkołą?-zapytałam. Matka tylko westchnęła.
-Będziesz musiała to nadrobić-powiedziała i się zatrzymała pod naszym domem. Uśmiechnęłam się na jego widok. Nareszcie będę mogła się wyspać w moim łóżku. Na samą tą myśl się rozpromieniłam. Otworzyłam drzwi iw wyszłam ze samochodu. Mama rzuciła mi klucze. Złapałam je i od razu ruszyłam w stronę drzwi. Gdy tylko je otworzyłam, usłyszałam krzyk.
-Niespodzianka- zobaczyłam tam Daniela.
-Co ty tu robisz?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Świętuje twoje przybycie do domu-jęknęłam tylko.
-Nie mam na nic ochoty, tylko na leżenie godzinami w moim łóżku.
-Jak tam chcesz, ale pierw przyjmij ode mnie prezent, który ci pomoże wrócić szybko do zdrowia-powiedział i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczku. Podał mi je już otworzone. W pudełeczku leżał srebrny naszyjnik. W samym centrum znajdowała się zawieszka, w kształcie skrzydeł Anioła.
-Jest cudowny-powiedziałam. Daniel wyciągnął naszyjnik.
-Pozwolisz?
-Oczywiście- odwróciłam się plecami do Anioła. Poczułam zimny metal na szyi.-Jak to zrobiłeś?
-Ale co?
-Przecież mam kołnierz.
-Anielskie sztuczki.
-Jeszcze raz dziękuję.
-Czy ktoś mi pomoże z walizkami?-usłyszeliśmy głos mamy, dobiegający z samochodu. Chyba wiedziała co się święci i specjalnie zaczekała  w aucie. Daniel poszedł w jej stronę i jej pomógł, a ja za ten czas leżałam na naszej kanapie, która nie była biała.