poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 24

-Mamo, to jest ostatnia szansa, by się wycofać. Możemy to jeszcze zrobić. Uda nam się.
-Nina, skończ już-powiedziała mama prowadząc samochód. Kierunek? Szkoła. Przez ostatni czas próbowałam ją przekonać, by pozostać jeszcze w domu, ale nie dała się przekonać.
-A co jeśli będą się ze mnie śmiać?
-To zaznają mojego gniewu-zaśmiała się.
-Mówisz na serio?- mama pokręciła tylko głową i westchnęła zrezygnowana.
-Jak wejdziesz do szkoły, to twoim pierwszym kierunkiem jest gabinet dyrektora-teraz to ja westchnęłam. Nie znałam go za bardzo, a widziałam go tylko na rozpoczęciu. Tak właściwie, to byłam tylko dwa dni w szkole, a wracam po dwóch miesiącach. Podniosłam wzrok do góry, bo głową nie za bardzo umiałam ruszać. Biały kołnierz mi bardzo przeszkadzał.
-Mamo?
-Co słonko?
-A co jeśli mnie wyrzucą, bo nie nadążam z materiałem?-zapadła głucha cisza, nawet w jakiś tajemniczy sposób radio zamilkło.
-Nie zrobią tego-powiedziała stanowczo mama, wpatrując się w drogę.
-Skąd jesteś tego taka pewna?
-Po prostu jestem-powiedziała i zatrzymała się z piskiem opon na parkingu szkolnym. Pasy bezpieczeństwa lekko wbiły się w moje i tak jeszcze obolałe ciało. Jęknęłam cicho.-Przepraszam.
-Nic się nie stało-powiedziałam, otwierając drzwi. pierw wyciągnęłam kule, a potem siebie samą. Trzasnęłam drzwiami.
-Wszystko będzie dobrze-powiedziała mama, przez okno.
-Jasne, jasne-mruknęłam pod nosem i ruszyłam w stronę szkoły. już na początku przywitały mnie schody, a przy okazji szepty uczniów. By się nie wyróżniać, założyłam specjalnie szarą bluzkę i jakiś czarny dres, bo przez gips nie mogłam chodzić w jeansach. Plecak, który miałam na ramionach, dawał się we znaki. Za sobą miałam już 5 schodków, zostały jeszcze dwa, kiedy nagle usłyszałam za sobą głos.
-Może ci pomóc?
-Nie trzeba-powiedziałam ostro. Wiem dokładnie do kogo należał ten głos i naprawdę nie chciałam mieć z tą osobą nic do czynienia. Skoczyłam na kolejny schodek i kolejny. Byłam przed drzwiami, ale pierw się odwróciłam. Dziewczyna stała jeszcze przed schodami.-Nie zbliżaj się do mnie.
-Nina...?
-Nie! Już wszystko wiem!-powiedziałam szeptem, ale wiedziałam, że dziewczyna to usłyszy.-Zostaw mnie w spokoju, albo pożałujesz, Tori.
-A co, napadnie na mnie Twój jakże wspaniały Stróż? A w ogóle widzisz go gdzies tu?- rozejarzałam się. Faktycznie, nie widziałam go nigdzie. Go ani jego samochodu.-Nikt cię nie obroni.
-Zdziwiłabyś się-powiedziałam ostro. Tori zaśmiała mi się tylko w twarz i wyciągnęła rękę, by mnie dotknąć.
-Nie dotykaj jej-usłyszałyśmy głos trzeci.
-Hej Adrian-powiedziałam z uśmiechem.-Jednak nie jesteście już tacy silni.
-My może nie, ale ludzie tak-szepnął mi do ucha, przechodząc obok mnie razem z Tori. Westchnęłam.
-Nina?
-Michael?-zobaczyłam chłopaka, z którym na początku siedziałam na biologii.
-Nie wierzę, że już wróciłaś.
-Ja też nie-uśmiechnęłam się.
-Jak się czujesz?
-Lepiej niż miesiąc temu-właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek. Przeklnęłam pod nosem.-Muszę już iść. Do zobaczenia.
-Może ci pomóc?-zapytał jeszcze Michael.
-Nie dzięki, poradzę sobie-powiedziałam i weszłam do szkoły. Westchnęłam, widząc uczniów biegnących do sal, by tylko być przed nauczycielem. Poszłam szukać gabinetu dyrektora. Nadal nie wiem, gdzie co jest. Postanowiłam, pójść do sekretariatu. Może tam udzielą mi informacji. Zapukałam, a drzwi się same otworzyły. Stanęłam oko w oko z dyrektorem.-Dzień dobry.
-Dzień dobry-odpowiedział i zlustrował mnie wzrokiem, zatrzymał się na kulach i kołnierzu.-Nina, jak mniemam.
-Właśnie, moja mama kazała mi się zgłosić do pana.
-Dokładnie, to chodźmy do mnie-powiedział i ruszył przede mną. Nie zważał uwagi na moje tempo, które było gorsze od ślimaka. Doszliśmy do schodów.-Dasz radę?
-Jakoś będę musiała-westchnęłam. Wzięłam kule do jednej ręki i zaczęłam skakać. Schodek po schodku.
-Daj mi plecak, będzie ci lżej.
-Jakoś sobie poradzę, ale dziękuję.
-Ale ja mówię na poważnie, daj mi plecak-powiedział z nutą niecierpliwości w głosie. Ściągnęłam plecak i podałam go dyrektorowi. Od razu poczułam ulgę, że nie mam zbędnego ciężaru na plecach.
-Dziękuje panu bardzo-powiedziałam, a dyrektor się tylko uśmiechnął i ruszył dalej. Strome schody nie ułatwiały mi wejścia na górę. Podniosłam za mocną głowę i poczułam mocny ból w karku. Musiałam przystanąć. W oczach pojawiły mi się łzy. Starłam się je odgonić, ale nie za bardzo mi to wyszło.
-Nina?-powiedział dyrektor, podchodząc do mnie. Kucnął przy mnie.-Wszystko w porządku?
-Nic nie jest w porządku- powiedziałam, trzęsącym się głosem.
-Wszystko będzie dobrze-stwierdził dyrektor i wyciągnął rękę by mnie pocieszyć. Gdy tylko dotknął mojej skóry odsunął się gwałtownie i syknął z bólu. Szybko wstałam i zaczęłam się wycofywać. To nic, że trwało to dłużej niż wchodzenie po schodach. Poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę, ale od razu puszcza z głośnym sykiem i setką przekleństw. Byłam już na dole. Na powierzchni płaskiej radziłam sobie lepiej niż na schodach.-Nina stój!
-Zostaw mnie! Zostawcie mnie wszyscy. Nigdy nie będę taka jak-powiedziałam i byłam już przy wejściu, kiedy coś mnie zatrzymało. To było dziwne COŚ. Chciałam się ruszyć, ale nie potrafiłam. nie czułam swoich części ciała, choćby były one sparaliżowane. Zobaczyłam dyrektora i jakąś kobietę. Mężczyzna szepnął jej coś do ucha, a ona ruszyła prosto na mnie.
-Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię-powiedziała kojącym głosem. Zobaczyłam, że kilka osób doszło do naszego towarzystwa. Byli to między innymi Adam, Adrian, Tori i ludzie, których wcześniej nie wdziałam.-Będziesz teraz robić to co ci każe, rozumiesz?
-Tak-powiedziałam, nie zastanawiając się nad odpowiedzią. Wszyscy się uśmiechnęli.
-Ściągnij pierw swój kołnierz-powiedziała blondynka, patrząc prosto w moje oczy. Zrobiłam co mi kazała.-A teraz ściągnij łańcuszek, który dostałaś od Daniela.
-Nie!-usłyszałam czyjś krzyk. To była Agnes.
-Zróbcie coś z nią-powiedział dyrektor do Adama i Tori. oby dwóm pojawiły się skrzydła i ruszyli prosto na Agnes. u niej również zobaczyłam ogromne skrzydła, tylko w przeciwieństwie do Adama miale je śnieżnobiałe. Dyrektor spojrzał na blondynkę.-Kontynuuj.
-Ściągnij naszyjnik-moje ręce powędrowały do zapięcia wisiorka. Odpięłam go. Złoto upadła na ziemię, a ja poczułam się goła.
-Przywitajmy z powrotem w szeregach moją córkę. Następczynię tronu. Katherine Darkful-powiedział dyrektor, a ja oniemiałam.

-------------------------------------

No i jak? Udało mi się was zaskoczyć? Tak w ogóle to czyta ktoś tego bloga, bo nie jestem pewna ;/ Nie pozostawiacie po sobie żadnych śladów ;/

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 23

Z dnia na dzień czułam się już coraz lepiej, ale nie na tyle by pójść do szkoły. W końcu pewnego dnia, mama się oburzyła i oznajmiła mi prosto w twarz. "Od następnego tygodnia wracasz do szkoły". Byłam zdziwiona, że chce mnie już wysłać, ale ona tłumaczyła się tym, że mam już i tak za duże zaległości w szkole. Przekazała mi również, że dzwoniła do nauczycielki by porozmawiała z innymi na temat jakiś korepetycji, bo wie, że nie dam dobie rady.
-Mamo, miej trochę wiary we mnie-westchnęłam, popijając sok pomarańczowy. Siedziałam przed telewizorem i oglądałam jeden z moich ulubionych seriali.-Daj mi jeszcze trochę czasu. Nie jestem do końca w stanie zrobić wszystkiego.
-Na przykład czego?-popatrzyła na mnie unosząc jedną brew. Jej brązowe oczy wpatrywały się prosto we mnie.
-No tego i tamtego... Oh weź daj mi na razie daj mi spokój-powiedziałam i opadłam na poduszki. Skrzywiłam się lekko, bo uderzyłam karkiem.
-Nina, wszystko w porządku?-zapytała i usiadła obok mnie.
-Tak, to taki przejściowy stan, ale co tam, skoro chcesz mnie do szkoły wysłać.
-Nina zrozum...
-Nie tłumacz się-przerwałam jej.-Idę do siebie, bo i tak nie wiem o co chodzi w tym odcinku.
Wzięłam szklankę soku i zaczęłam wdrapywać się po schodach. Takie wspinaczki były jeszcze dla mnie męczące, bo nie mogłam ciągle mieć podniesionej głowy, bo ból stawał się coraz bardziej natarczywy. Kiedy byłam już u góry i weszłam do pokoju, zobaczyłam, że okno jest otwarte. "Powtórka z rozrywki?" Przemknęło mi przez myśl, przypominając sobie wydarzenia sprzed wypadku. podeszłam do okna i je zamknęłam. Na zewnątrz było pochmurnie. Ciemne chmury zbierały się nad miastem, w każdej chwili mogło zacząć padać. Drzewa pozbyły się już swoich liści, a teraz trzęsły się z zimna. Pierwsze krople deszcze uderzyły o szybę okna. Odwróciłam się i zatkało mnie, to co zobaczyłam.
-Adrian-wycedziłam przez zęby. Chłopak leżał na moim łóżku i przeglądał książkę, którą aktualnie teraz czytam.-wynoś się z mojego domu, bo zaczną krzyczeć.
-Wiesz bardzo interesująca jest ta książka. Pożyczysz mi ją?-powiedział trzymając w ręcę egzemplarz Holmesa.
-Adrian, wynoś się stad-powiedziałam już nieco głośniej. Chłopak spojrzał na mnie i rzucił gdzieś książką. Pisnęłam cicho, ale opanowałam się. Byłam przeciwna takiemu traktowaniu książek.
-Nina, nie denerwuj się. Nie możesz się denerwować. Nie w tym stanie.
-A co ja w ciąży jestem?-zaśmiałam się.
-A nie?
-Weź mnie nie wkurzaj i się wynoś.
-Nie jesteś ciekawa, co ja tu robię?
-Jak tak mówisz... to nie, a teraz wypier...
-Oj nie ładnie tak przeklinać, widzisz była byś idealną anielicą ciemności-uśmiechnął się i podszedł do mnie. Zaczęłam się cofać, aż natrafiłam na ścianę. Adrian uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wyciągnął rękę, chcąc dotknąć mojego policzka. Nagle odsunął ją i syknął cicho. Zaklnął pod nosem. Spojrzał na moją szyję. Byłam zdziwiona, tym co się przed chwila stało.- Skąd to masz?
-Kołnierz dostałam w szpitalu.
-Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej! Skąd masz naszyjnik-krzyknął. Bałam się, że w każdej chwili może wejść mama i zobaczy mnie przyciśniętą do ściany, kiedy obok mnie stoi jakiś chłopak.
-Jaki naszyjnik?-postanowiłam udawać głupią i udawać, że nie wiem o co chodzi.
-Ten naszyjnik-powiedział, naciągając mi bluzkę, tak że mój biust był na wierzchu, a naszyjnik połyskiwał na moim ciele. Adrian jednak szybko wziął rekę z cichym sykiem.
-Zostaw ją zboczeńcu!- usłyszałam głoś trzeci.
-Daniel-westchnęłam cicho z ulgą. Byłam bezpieczna. Adrian nic mi nie zrobi, nie przy Danielu.
-Widzę, że Anioł Stróż w końcu zatroszczył się o swoją podopieczną. Może podzielisz się ze mną skąd go masz?
-Kupiłem od skrzata pod grzybem w lesie-powiedział drwiąco i przybliżył się do nas. Chciałam podbiec do Daniela, ale Adrian zasłonił mnie swoim ciałem, ale starał się mnie nie dotknąć.-A tak na poważnie, to odsuń się od Niny.
- I tak nic tu po mnie-westchnął teatralnie i ruszył w stronę okna. Z łatwością je otworzył i wyskoczył. krzyknęłam i zobaczyłam, że unosi się w powietrzu . Zapomniałam, że ma skrzydła. Skrzydła koloru czarnego. Skrzydła Upadłego Anioła.
-Wyjaśnisz mi o co tu chodzi?-zapytałam, podchodząc do Daniela.
-Nie ma tu nic skomplikowanego. naszyjnik, sprawia, że żaden Anioł Ciemności nie może cię dotknąć.
-To już nie mam czego się bać-uśmiechnęłam się do niego.
-Ale są dwa ale.
-Aż dwa?-pokiwał smutno głową.
-Pierwsze ALE, jeśli sama pozwolisz aby anioł Ciemności Cię dotknął, to naszyjnik traci moc na zawsze. obojętnie czy udzielisz pozwolenia Adrianowi czy komu innemu, to naszyjnik przestaje działać.
-A drugie ALE?
-Nie działa na ludzi.
-Możesz rozwinąć swoją myśl?
-Anioły mogą wykorzystać jakiegoś człowieka by się do ciebie zbliżył.
-To poważne.
-Bardzo, więc nie polegaj za bardzo na tym naszyjniku.
-Ale będziesz obok mnie?-zapytałam i przytuliłam się do Mojego Stróża.
-Będą, będę-powiedział i pocałował mnie w czoło.

---------------------------------------------------------------------
Chciałam was przeprosić za tak długą nieobecność, ale nie miałam czasu by cokolwiek napisać. Planowałam rozdział dodać tydzień temu, ale chwyciła mnie taka choroba, że nie umiałam się ruszać, więc dodaję rozdział dzisiaj. liczę, że wam się podoba i pozostawicie jakieś ślady po sobie. :)