piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 1

-Nareszcie cię mam-zawołał nieznajomy i podszedł do mnie bliżej. Widziałam w jego oczach, że nie ma dobrych zamiarów. Był coraz bliżej. Wyciągnął swoją starą, pomarszczoną dłoń by mnie złapać.-Teraz mi nie uciekniesz ani nikt cię nie uratuje.
Zaśmiał mi się w twarz. Nie wiedziałam o co chodzi. Złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć w stronę drzwi. Zaczęłam się szarpać i krzyczeć. Położył mi swoją drugą rękę na moich ustach i nosie. Nie umiałam oddychać. Traciłam przytomność. Chyba o to chodziło napastnikowi by mógł mnie bez problemu zaciągnąć do... No właśnie. Gdzie?! Nagle usłyszałam huk. Nie widziałam co się stało. Walczę ze sobą by mieć otwarte oczy, ale niedobór powietrza wcale mi tego nie ułatwia. Mój 'porywacz' jeśli można go tak nazwać znieruchomiał.
-Nie dostaniesz jej-ryknął. Osoba, która stała na przeciw nas. Wiem, że to był mężczyzna, ale nie widziałam jego rysów twarzy.
-Wiesz jakie jest moje zadanie. Zlikwidować wszystkie osoby, które chcą jej zagrozić-powiedział mężczyzna. Zdrętwiałam gdy usłyszałam go. Miał taki niski i męski głos. Staram się otworzyć oczy jeszcze bardziej, ale nadal przeciwnik trzyma mi rękę na nosie i ustach. Powoli przegrywam walkę. Czuję, że mój porywacz posuwam się nieznacznie do tyłu.
-Nie oddam ci jej. Jeśli jej nie przyprowadzę, to wiesz, że on mnie zabije-powiedział i się znów przesunął do tyłu. Tracę już świadomość. Brak tlenu.
-Nie pozostawiasz mi wyboru- mężczyzna powiedział. Otworzyłam oczy na ostatnie chwile. Miał blond włosy. wyciągnął przed siebie rękę. Poczułam, że dłonie odklejają się od moich ust. Zaczęłam kaszleć, łapiąc powietrze. Upadłam na kolana. Poczułam, że mój porywacz daje mi dłonie po obu stronach głowy. Co się dzieje.
-Jeśli mój pan jej nie będzie miał, to nikt jej nie dostanie-poczułam, że odwraca moją głowę. Pierw w jedną stronę. Widziałam to w "Pamiętnikach Wampirów" kiedy główni bohaterowie zabijają resztę łamiąc im karki.
-Nie, proszę-załkałam.
-Przepraszam skarbeńku, ale dostałem taki nakaz-poczułam silniejsze szarpnięcie. Coś mi strzeliło w karku, ale tylko to. Nadal żyłam, tylko, że odrzucono mnie kilka metrów dalej. Mój obrońca walczył z przeciwnikiem. Wyciągnął rękę, a z niej wystrzelił srebny płomień. Trafił on mojego porywacza prosto w serce. Zniknął. Mój wybawiciel się do mnie odwrócił. Zobaczyłam jego zielone oczy. Uśmiechnął się do mnie i zniknął, a ja się obudziłam. Dobra sama się nie obudziłam, tylko mój budzik.
Znów miałam ten porąbany sen. Śni mi się on od ponad 5 lat. Zawsze ten sam temat. Porywają mnie i ratują. Przynajmniej sceneria się zmienia. Patrzę na budzik jest godzina 5.30. Nie chciało mi się wstawać. Jeszcze chwilka. Mruknęłam pod nosem i przewróciłam się na drugi bok. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć, ale przeraźliwy dźwięk nie pozwalał mi zasnąć. Zwlekłam się z łóżka i wyłączyłam budzik po czym wróciłam znów do zagrzanego łóżka. Już prawie usnęłam, kiedy moja mama weszła do mnie do pokoju i odsłoniła okna.
-Mamo, jeszcze pięć minut-jęknęłam i schowałam głowę pod poduszką.
-Nina, nie możesz się spóźnić pierwszego dnia nowej szkoły-powiedziała mama i mocna podkreśliła słowo nowej.
-No i co? I tak mnie po miesiącu wywalą-tak miałam problemy ze szkołą. wywalili mnie za to, że.. no właśnie nie wiem za co. Wyniki w nauce miałam przeciętne, problemów też nie stwarzałam. Siedziałam zawsze sama w kącie, bo ludzie z klasy dziwnie na mnie patrzyli. Może wywalili mnie, dlatego, że cały czas ubieram się na czarno? Chociaż nie, bo w wszystkich szkołach mówili na, że o gustach się nie dyskutuje, więc w czym problem?
-Nie martw się nie wywalą cię, jeśli się nie spóźnisz-powiedziała i ściągnęła ze mnie moją kołdrę.
-Mamo!- krzyknęłam.
-Wybacz słońce, ale zbieraj się już, bo nie zdążysz na autobus.
-Och!-wstałam i poszłam do łazienki. wzięłam swoją niebieską szczoteczkę do zębów i nałożyłam na nią pastę. Stanęłam przed lustrem i myłam zęby. Przypatrywała się moim oczom. Codziennie rano się im przyglądałam, bo po prostu mnie fascynowały. Były brązowe i miały pełno kolorowych plamek. jedna była czerwona, druga niebieska, a jeszcze inna różowa. Wyplułam pianę z pasty i wypłukałam zęby. Wyszłam z łazienki i poszłam w stronę szafy. Otworzyłam ją i zastanawiam się co ubrać. Stawiłam na czarnej sukience w koronkę, do tego czarne buty na wysokiej koturnie i czarne zakolanówki. Gdy się już ubrałam, to musiałam zrobić coś ze swoją twarzą. Nie mam trądziku, jak inne nastolatki w moim wieku. po prostu lubiłam mieć makijaż. Nałożyłam podkład w odcieniu mojej skóry, a oczy podkreśliłam czarnym eyelinerem i tuszem do rzęs. Policzki jeszcze oprószyłam lekko pudrem. Usta zrobiłam różowym błyszczykiem. W porównaniu do innych, ja nie lubiłam mieć tapety na twarzy. Teraz co zrobić z włosami. Miałam straszne loki. Nienawidzę moich włosów. W ogóle się nie układały. Postanowiłam je wyprostować. Same prostowanie włosów zajęło mi 30 minut. Spojrzałam na zegarek.O nie mam jeszcze tylko 15 minut, a muszę dojść na przystanek. W włosy wpięłam jeszcze szarą kokardkę. I zbiegłam na dół po schodach.
-Zjedz jeszcze coś-powiedziała mama.
-Nie zdążę-powiedziałam jednym tchem.-Wezmę tylko kawy do termosu i napiję się w autobusie na rozbudzenie.
Jak powiedziałam tak uczyniłam. Nalałam sobie kawy do mojego czarnego kubka, który zatrzymywał ciepło. Wzięłam swoją szarą torebkę.
-Kocham cię-krzyknęłam do mamy wychodząc z domu.
-Ja ciebie też-powiedziała mama zamykając za mną drzwi. Poszłam szybkim krokiem na przystanek. Spojrzałam na mój zegarek mam jeszcze 5 minut, a do przystanku mam 10. Przyspieszyłam jeszcze trochę. O już go widzę! Przechodzę obok bogatych domków jednorodzinnych. Cały czas wydaje mis się, że ktoś mnie obserwuje. Patrzę za siebie i po bokach, ale nikogo nie widzę. O nie autobus już jedzie. Nie zdążę. Już biegłam, a naprawdę ciężko się biega na 8 centymetrowej koturnie. Autobus zatrzymuje się na przystanku. Jeszcze 50 metrów. Uda mi się. Macham ręką w stronę kierowcy aby na mnie poczekał. Pokiwał głową na znak, że rozumie. Jest udało mi się. opadłam zdyszana na siedzenie obok okna i wyciągnęłam termos. Zaczęłam pić kawę. Zatrzymaliśmy się na następnym przystanku. Do autobusu weszła grupa uczniów. Ciekawe czy jadą do tej samej szkoły co ja? Zmyśliłam się.
-Przepraszam. Obok ciebie jest wolne?-z zamyślania wyrwał mnie dziewczęcy głos.
-Słucham?
-Zapytałam, czy obok ciebie jest wolne?
-Tak, jasne siadaj-powiedziałam. Dziewczyna, która usiadła obok mnie miała długie blond włosy. Na sobie miała ubraną sukienke w czarno białe paski.
-Jedziesz do szkoły?-zapytała.
-Niestety, tak-powiedziałam.
-Tak samo jak ja? Do jakiej szkoły chodzisz?
-Imienia Alberata Einsteina-powiedziłam bez zawahania.-Dokładnie do drugiej klasy.
-Tak samo jak ja-uśmiechnęła się do mnie.-Jesteś tu nowa?
-Tak. Mieszkam z mamą.
-A co z tatą?-zpochmurniałam.
-Taty już nie ma-powiedziałam.
-Och przepraszam. Nie wiedziałam.
-Skąd miałaś wiedzieć. A tak w ogóle mam na imię Nina.
-Ja Tori. Miło mi cię poznać.
-Mnie ciebie również- tak poznałam pierwszą dziewczynę w nowym miejscu. Gadałyśmy przez całą drogę do szkoły. O wszystkich tematach. O chłopcach, o muzyce, filmach itd. itp. W końcu musiałyśmy wysiąść, bo byłyśmy już pod szkołą.
-Na razie mam nadzieję, że będziesz ze mną w klasie-powiedziała i poszła do grupki swoich znajomych.
-Też mam taką nadzieję-szepnęłam pod nosem. Założyłam słuchawki i weszłam do mojej nowej szkoły.

1 komentarz: