poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 8

Obudziłam się w środku nocy. Spojrzałam na zegar. Była godzina 2:30. Usiadłam na łóżku. Czułam, że byłam wysapana i nie chciało mi się znów spać. Rozejrzałam się po pokoju. Nic nie widziałam, bo było ciemno. Zaświeciłam lampkę, która była przymocowana do ściany. Była mała, ale dawała dużo światła. Musiałam zmrużyć oczy. Rozejrzałam się teraz po pokoju. Nic się tu nie zmieniło od wieczora. Poczułam, że zaschło mi w gardle. wyszłam z łóżka i poszłam do kuchni. Moje drzwi strasznie skrzypiały. Skrzywiłam się kiedy je otworzyłam. Poszłam w dół. Schody przy każdym kroku wydawały odgłosy. Udało mi się zejść, ni budząc przy tym mamy, chociaż nie jestem tego taka pewna. Zapaliłam światło w kuchni. Znów mnie światło oślepiło. Zmrużyłam oczy. Zobaczyłam dwa cienie. Od razu oprzytomniałam. Otworzyłam szeroko oczy i odwróciłam się. Nikogo za mną nie było. Mam jakieś omamy. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam wodę. Nalałam ją sobie do szklanki i poszłam z powrotem do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi, a szklankę z wodą położyłam na pobliskiej, czarnej komodzie. Poczułam dziwny, nieprzyjemny chłód. Okno i drzwi były zamknięte. Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do komody i oparłam się o nią. Wzięłam do ręki niebieską szklankę i zaczęłam pić wodę. Zrobiło mi się zimno. 'Zapewne to z tej wody' pomyślałam i poszłam do łóżka. Otuliłam się kołdrą, ale nadal nie było mi ciepło. Próbowałam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok. Przykrywałam, odkrywałam kołdrę. Już mi nie było zimno. Spojrzałam na zegar było 3:15. Nie spałam już 45 minut. Rano będę nieprzytomna. Poszłam jeszcze raz do kuchni i podgotowałam sobie mleko. Wzięłam je do pokoju i od razu8 weszłam do zagrzanego łóżka. Szybko wypiłam mleko i położyłam je na ziemi. Poczułam, że powieki zaczynają mi ciążyć. Zamknęłam oczy i odpłynęłam.

                                                                          ***


Obudził mnie dopiero budzik. 5:30. Jęknęłam i wstałam, by wyłączyć budzik. Poszłam nieprzytomna do łazienki. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Przerażało mnie. Wzięłam szczotkę i przeczesałam swoje włosy. No może trochę lepiej. Umyłam szybko zęby, opłukałam twarz. Teraz zostało mi jeszcze wybranie ciuchów. Poszłam do mojej wielkiej szafy. Stałam tam ponad 10 minut, ale to i tak jest mało. W końcu zdecydowałam się na czarną bluzkę z białym napisem "Die bitch", do tego krótkie czarne spodenki. Szybko ubrałam się. Przejrzałam się w lustrze. Było nieźle. Zostały jeszcze włosy i twarz. Postanowiłam, że włosy wyprostuję i upnę w wysoki kucyk. Włosy wyprostowałam szybko. Dobra została jeszcze twarz. Fluid, puder, tusz i błyszczyk wystarczą. Jeszcze raz się przejrzałam w lustrze. Było w miarę. Pościeliłam łóżko. Spojrzałam na zegarek była godzina 6:15. Do przyjazdu na autobusu zostało mi jeszcze prawie godzina. Założyłam jeszcze trampki i strój był gotowy. Zaczęłam się pakować. Wzięłam torbę, telefon i słuchawki. Zeszłam na dół. Gdy tylko weszłam do kuchni poczułam zapach parzonej kawy. mama chyba od godziny krząta się w kuchni. Spojrzała na mnie.
-Dzień dobry jak się spało? Słyszałam jak w nocy chodziłaś po domu.
-Nie umiałam spać-powiedziałam i usiadłam przy blacie, gdzie czekało mnie śniadanie. Kanapka z serkiem i kawa. Zaczęłam jeść. Mam przysiadła obok mnie i popatrzyła na mnie.
-Co dzisiaj masz, bo wczoraj cię nawet nie zapytałam.
-Biologia, 2 WF, angielski, francuski i plastyka, z czego wf, plastyka i angielski mam z Danielem-uśmiechnęłam się na samą myśl. mama to zauważyła i spoważniała.
-Ale pamiętaj znajdź sobie jeszcze jakiś przyjaciół, a nie tylko z Danielem będziesz siedzieć.
-Mamo wczoraj poznałam pewną dziewczynę w autobusie i zakolegowałyśmy się. Okazało się, że chodzimy razem do klasy, więc nie masz się czego bać-przeżuwałam powoli kanapkę. Popiłam kawą. mama się uśmiechnęła i podeszła do kuchenki gdzie robiła sobie omlet. Zapach rozchodziła się po pomieszczeniu. Dopiłam kawę i zrobiłam kolejną porcję tym razem do szkoły. Nasypałam kawy do mojego termosu i zalałam go wrzątkiem. Dolałam jeszcze mleka i półtorej łyżeczki cukru. Wsadziłam go do torby. Poszłam jeszcze szybko na górę i wzięłam czarny sweterek i szary parasol, bo wydawało mi się, że może padać. Spojrzałam na zegarek dobra jest za dziesięć siódma, więc mogę już wyjść. Pocałowałam mamę w policzek i wyszłam.

-----------------------------------------------------------------------
Ten rozdział dedykuje mojej przyjaciółce Zosi Maksis, która zawsze motywuje mnie do pisania i dodaje mi wiary #KC :*
Możecie poznać jej twórczość w linku podanym poniżej :)
http://fajnepopoludnie.blog.pl/przykladowa-strona/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz